czwartek, 6 sierpnia 2015

Rozdzial 2

      - Nie rozumiem, naprawdę nie rozumiem. W sumie nigdy nie rozumiałem. Twój ojciec jest gorszy nawet od mojej ciotki, która podłożyła mi tę przerażającą pozytywkę pod łóżko.
     Jenna pokiwała głową, a potem nabrała na palec śmietanę z kawałka bezy, którą Mitch właśnie odłożył do beżowego pudełka na wynos. Sekundę potem dostała od przyjaciela po łapach.
     - Czy możesz przestać? - mruknął marsząc brwi, przez jego czoło przeszła pionowa kreska. - To niehigieniczne.
     - I tak mam zamiar zjeść ten kawałek do końca. Jest mój, więc mogę go dotykać tyle razy ile chcę.
     - A to zabrzmiało obleśnie! - krzyknęła Shelby z chłodziarni.
     Jenna tym razem pokręciła głową i kontynuowała zjadanie śmietany z najlepszej bezy na całym świecie. Zawsze myślała, że to beza, której smak może godzić ludzi lub zakańczać wojny. Dziewczyna siedziała na zapleczu cukierni „Brandy”, w której pracowali jej przyjaciele – Shelby, którą znała od roku oraz Mitch. Jego poznała przez Shelby, był jej chłopakiem.
     Udowodnił to, całując ją nad bezą.
     - To dopiero było niehigieniczne – wytknęła Jenna i zabrała pudełko z lady.
     Shelby potarła o siebie dłonie, zmarznięte od przebywania w chłodni. Jej jasne włosy były spięte w niezwykłego koka. Jenna uważała, że jest naprawdę wspaniały, bo nawet po tak długim czasie nie wiedziała, jak Shelby jest zdolna do stworzenia czegoś z tak dużą ilością małych warkoczyków i sterczących pasemek. Dzisiaj jej kok był, zapewne przypadkowo, ustrojony plamą z lukru.
     Mitch wyjął spod lady buteleczkę świeżego sosu truskawkowego i wręczył ją Jennie.
     - Na pewno nie chcesz jeszcze tu zostać? - Chłopak przeczesał swoje rude włosy. - Mogłabyś zostać naszym testerem deserów. Sprawdzałabyś, czy ciasta są jeszcze świeże, czy jednak musimy się ich pozbyć.
     - A przy okazji musiałabym oglądać wasze pozbawione higieny pocałunki w cukierni? - Jenna westchnęła i przytuliła pudełko do piersi. - Nie, dziękuję, to by nie wyszło. Nie wiedzielibyśmy, czy poczułam się źle od deserów, czy od waszego mizdrzenia, które wcale nie jest słodkie. Weźcie się w garść.
     Przyjaciele ciągle się śmiali, gdy opuszczała cukiernię tylnym wyjściem.
     Jenna nie miała ustalonego harmonogramu dnia. Nie lubiła się śpieszyć i zamierzała zjeść swoją bezę w spokoju, przed serialem, który znalazła kilka dni temu. Pośpiechem i obowiązkami zajmie się, gdy semestr znów się zacznie, a wykładowcy przytłoczą ją nauką.
     Water's Craft było miastem, w którym Jenna się wychowała, razem ze swoim bratem Toby'm. Oboje znali każdą ulicę, każdy sklep i wszystkich sąsiadów. Miasto nie było duże, powierzchnia miała jedynie czternaście kilometrów kwadratowych, jednak miało najlepszą szkołę w dużym okręgu, do której Jenna szczęśliwie się załapała. Nie chciała opuszczać Water's Craft, zostawiłaby tu za wiele dobrych wspomnień.
     Jednak Toby wybrał inną drogę. Nikt się nie spodziewał, że ze swoim ciepłym głosem i łagodnymi, brązowymi oczami, pójdzie do szkoły policyjnej. Był rok starszy od Jenny, ponad głowę wyższy i mieszkał sto kilometrów dalej.
     Jenna i Toby, nierozłączne rodzeństwo z Water's Craft w końcu musiało pójść własnymi drogami.
    Gdy Jenna w końcu dotarła do mieszkania, zostało jej mniej niż połowę bezy. Dziewczyna podziwiała swój metabolizm, gdyby działał normalnie, pewnie już nie mieściłaby się w rozmiar S.
    Powitały ją ściany z krwistoczerwonych cegieł przysłonięte kilkoma plakatami. Jenna sama zadecydowała o wyglądzie mieszkania, nie do końca wiedziała, dlaczego zdecydowała się zostawić ściany całkiem gołe, lecz nigdy tego nie żałowała.
     Podłoga wibrowała delikatnie od basów dochodzących z mieszkania na dole. Młody Matt najwyraźniej odkrywał w sobie talent do bycia DJ'em.
    Jenna zignorowała muzykę, czy raczej coś, co ledwie można było pod nią podciągnąć, i usiadła na sofie. Odłożyła pudełko z cukierni, a potem położyła sobie na kolanach otwartego laptopa.
Uruchomił się kilka sekund po naciśnięciu klawisza.
     I prawie spadł na podłogę.
     Jenna podskoczyła, gdy na ekranie wyświetlił się dokument, którego sama nigdy w życiu nie pisała.
     
Pomóż mi pomóż mi nie jestem martwy to nie żart pomóż mi proszęproszę 

    Gdyby Jenna nie była wystraszona, na pewno pomyślałaby, że ktokolwiek to pisał, zapewne nie lubi się z ortografią. Jednak była wystraszona, bardzo.
     Skasowała słowa z dokumentu i już chciała odłożyć laptopa, a najlepiej wyrzucić go przez okno, i wtedy się zawahała. Mogła sprawdzić, czy to na pewno nie był głupi kawał.

W takim razie, kim jesteś? - Napisała, po czym odłożyła laptopa na stolik kawowy.
    Jeśli jej mieszkanie naprawdę coś nawiedza, równie dobrze mogło jej odpisać teraz. Jenna dopiero po kilku sekundach uświadomiła sobie jak niewiarygodnie głupio brzmiało to zdanie.
     Przez chwilę Jenna była zdezorientowana cichym stukaniem, wkrótce zorientowała się, że ten dźwięk wydają wytarte klawisze laptopa. Poruszały się same, bez pomocy człowieka, zupełnie jakby duch postanowił napisać powieść.

Jestem człowiekiem jak ty jestem w śpiączce sprawdź jak nie wierzysz 
     Jenna nie wierzyła w zjawiska paranormalne. Jednak teraz, kiedy jej laptop sam z siebie pisał do niej, mogła spokojnie zacząć krzyczeć.
     Albo zacząć kopać głębiej.

Skoro jesteś w śpiączce, jakim cudem ze mną rozmawiasz?
     Odpowiedź nadeszła szybko.

Gdybym wiedział to bym do cholery powiedział 
    „Niemiło” pomyślała Jenna. Nadal czuła się, jak wariatka albo jak śniąca osoba, przez rozmawianie z własnym laptopem.

Jak się nazywasz? I jakim cudem możesz nawiedzać laptopa?

     Jenna czekała, ale tym razem odpowiedź nie nadchodziła. Zdjęła dłonie z klawiatury, wcisnęła się głębiej w sofę. Może to już koniec bliskiego spotkania trzeciego stopnia?
     I wtedy klawisze ponownie zastukały. Jenna zauważyła, że rozmawianie działa tylko wtedy, gdy sama nie dotyka klawiatury.

Nie jestem duchem na boga po prostu na nim piszę ty mnie nie widzisz 

    Brak przecinków zaczął naprawdę przeszkadzać Jennie, irytująca rzecz, zupełnie jak drapanie paznokciami po tablicy.
     Po uświadomieniu sobie dokładnego znaczenia słów z ekranu, Jenną wstrząsnął dreszcz. Pomysł, że ktoś jest w tej chwili w jej mieszkaniu, a ona nie może go zobaczyć, zmroził jej krew w żyłach. Zupełnie, jakby jej naczyniami krwionośnymi płynęły kawałki lodu, docierały do każdej komórki ciała.

 Jak się nazywasz? Gdzie jesteś? - Wystukała Jenna i natychmiast się odsunęła, dając duchowi-nie-duchowi przestrzeń.

 Ash corey jestem w szpitalu świętego bernarda potrzebuję wyjść jak tylko się obudzę sprawa życia i śmierci

I mam tak po prostu iść i sprawdzić? - Jenna zacisnęła dłonie w pięści, by opanować ich drżenie. Po chwili rozluźniła je i kontynuowała pisanie. - „Witam, przyszłam zobaczyć chłopaka, który wydaje się duchem, ale tak naprawdę nie jest duchem”? Pomyślą, że jestem nawiedzona.
    Oczywiście nie miała zamiaru zadać takiego pytania. Wykręciłaby się jakoś, zawsze mogła skłamać, że jest z rodziny. Jednak pozostawało jedno pytanie.
    Dlaczego Jenna w ogóle miała pomagać?

Nie pomyślą że jesteś nawiedzona daj spokój ja naprawdę potrzebuję pomocy

     Jenna postanowiła zadać swoje pytanie.

Dlaczego w ogóle miałabym ci pomagać?

    Zanim nadeszła odpowiedź, zdążyła minąć pełna minuta. 

Bo bez tego mnie zabiją


_____________________
No i za nami rozdział drugi. Chciałam tylko powiedzieć, że prawdziwa beza "której smak może godzić ludzi lub zakańczać wojny" jest tak samo dobra, jak mówi Jenna. Byłam, jadłam, polecam.
Trzymajcie się! 

sobota, 1 sierpnia 2015

Rozdział 1

      Droga numer siedemdziesiąt trzy nie była tej nocy zbytnio przyjazna. Tak naprawdę, nigdy nie była przyjazna czy przyjemna, półmetrowe dziury i powybrzuszany asfalt, nawet najlepsi kierowcy tego nie lubią.
      Niebieski Cooper 5 podskakiwał na każdym wyboju, co za tym idzie, kierowca również podskakiwał, pomimo zapiętych pasów.
      Jenna zacisnęła blade dłonie mocniej na kierownicy. Dostała ten samochód od chrzestnego, który wychwalał go pod niebiosa. Jenna wiedziała jednak, że chrzestny pracuje w komisie samochodowym i potrafił zachwalić nawet starego Golfa.
      Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, a darowanego Coopera nie bierze się na jazdę próbną. Tak powinno brzmieć całe przysłowie.
      Szare niebo, niespokojne jak wzburzone morze, raz po raz było rozjaśniane przez błyskawice. Ulewa nie miała najmniejszego zamiaru dać sobie spokoju, bo dawała z siebie wszystko, co mogła. Nie wyłączając gradu, odbijającego się od maski Coopera.
      Jenna nie była zbytnio doświadczonym kierowcą, w każdym razie, tak mawiał jej ojciec.
      „Zabijesz się w tym aucie” dopowiadał. „Na pewno nie wolisz jeździć rowerem?” pytał zawsze sekundę później.
      Dwa lata po zrobieniu prawa jazdy Jenna nie bała się już żadnych rond czy skrzyżowań. Czuła się pewnie za kółkiem. Na tyle pewnie, żeby samodzielnie jeździć w najdalsze drogi.
      Aktualna droga nie była jedną z tych dalekich, należała do znajomych i w miarę krótkich. Od rodzinnego domu do własnego mieszkania. Jedyną nieprzyjemną częścią była właśnie droga siedemdziesiąt trzy.
      Jenna włączyła najszybsze obroty w wycieraczkach i podgłośniła radio, gdzie aktualnie jakaś kobieta zdzierała sobie gardło na wysokich nutach. Prawdę mówiąc, nie brzmiała źle.
      Szyby Coopera parowały pomimo sprawnych nawiewów.
      „Musisz kochać swój samochód, wtedy on będzie kochał ciebie” mruczał chrzestny, wciskając Jennie kluczyki.
      Jeśli to prawda, to jej samochód właśnie ją zdradzał.
      Jenna pochyliła się, żeby przetrzeć szybę rękawem bluzy. Dziewczyna już miała z powrotem oprzeć się o skórzany fotel, gdy zabrudzenie w rogu szyby przykuło jej uwagę. Szybko okazało się, że to nie zabrudzenie, a napis.
     
Pomóż mi.

      Oczywiście, jako pierwsza w głowie Jenny pojawiła się scena z horroru, gdzie po zobaczeniu dziwnych napisów, bohater jest w jakiś sposób zabijany. Ona naprawdę nie chciała skończyć z siekierą w głowie, albo nożem wystającym z klatki piersiowej.
      Zaraz potem przypomniała sobie o swym ojcu, rodzinnym żartownisiu. Była prawie pewna, że to on pobazgrał jej po szybie, zupełnie jak ona jemu, gdy była mała. Jedyna różnica była taka, że ona wypisywała mu słowa, jak „Gupol” albo „Zgredek”, a nie mrożące krew w żyłach prośby o pomoc.
      Starła napis palcami, które następnie wytarła w spodnie.
      Jenna nie lubiła głupich żartów prawie tak bardzo, jak odgłosu przeżuwania ciągutek i przesuwania widelcem po talerzu. Jednak czasem trzeba z czymś żyć, nawet jeśli się tego nie cierpi.
      Dojazd do mieszkania zajął Jennie niecałe pół godziny. Zaparkowała na wynajętym przez siebie miejscu parkingowym, wynajmowanie naprawdę jej się opłacało i oszczędzało godziny tygodniowo, które straciłaby na szukaniu miejsca wokół budynku, następnie wdrapała się po schodach na drugie, ostatnie, piętro. Mieszkała w czymś pomiędzy apartamentowcem, a blokiem, sama nie umiała znaleźć odpowiedniego na to słowa. Kiedyś razem z matką stwierdziły, że zaczną budynek nazywać „blokowcem”, połączenie dwóch słów przyjęło się w ich rodzinie.
      Jenna zamknęła za sobą drzwi mieszkania, skopała buty i ruszyła prosto do łazienki. Brakowało jej czasem kota, którego miała u siebie przez pół roku. Pewnego dnia odwiedziła ją siostra i bezceremonialnie zabrała ze sobą Małpę.
      Małpa, tak właśnie nazywał się kot. Jenna wiedziała, jakie to okropne, ale nie reagował na nic innego, oprócz tego głupiego imienia nadanego mu oprzez jej ojca.
      Później siostra zadzwoniła z wyjaśnieniami, że Jenna nie ma przecież wystarczająco czasu, żeby dawać Małpie wystarczająco dużo miłości. I tak właśnie siostra ukradła jej kota.
      Gorąca woda bezproblemowo lała się z przysznica, niestety problem stanowiło to, że zostawała w brodziku. Jenna wiedziała, że przyczyną są jej czarne włosy, które już kiedyś zapchały odpływ. Będzie musiała znowu zadzwonić do ojca. Oczywiście, wierzyła w kobiecą siłę, sama mogłaby zająć się swoim odpływem, ale po co, skoro mógł to zrobić ktoś inny. 
      Jenna nie była leniwa, miała w sobie naprawdę dużo zapału i ambicji, jak to mówili jej wykładowcy. Prościej powiedzieć, że była po prostu brzydliwa. Nawet jeśli chodziło o jej własne włosy.
      Dziewczyna owinęła się ręcznikiem, żeby chociaż trochę ochronić się przed arktycznym chłodem łazienki, który zawsze atakował ją po wyjściu z zaparowanej kabiny, i opuściła prysznic. Fioletowy dywanik z frędzlami oddzielił jej bose stopy od płytek.
      Jenna odgarnęła włosy z oczu i wzięła do ręki elektryczną szczoteczkę, po czym stanęła przed zaparowanym lustrem.
      Szczoteczka wypadła jej z rąk, potoczyła się po płytkach aż pod samą kabinę.
      Lustro było zapisane pochyłym, nierównym pismem.

pomóż mi pomóż mi pomóż mi pomóż mi pomóż mi pomóż mi pomóż mi pomóż mi pomóż mi pomóż mi pomóż mi pomóż mi pomóż mi pomóż mi pomóż mi pomóż mi pomóż mi pomóż mi

      Jenna sama nie wiedziała, jak w tak szybkim tempie udało jej się założyć koszulkę do spania z nazwą zespołu, a potem przebiec pół mieszkania i zanurkować pod kołdrę w niedźwiedzie, które nosiły okulary przeciwsłoneczne. Nakryła się aż po czubek głowy, gdyby mogła, najchętniej by po prostu znikła, przeniosła się do innego miejsca.
      Jednak nie mogła, więc tylko siedziała, bojąc się ruszyć.
      Jenna słyszała o ludziach, którzy mieli do czynienia ze zjawiskami paranormalnymi – dziwnymi dźwiękami, poruszającymi się meblami i trzaskającymi drzwiami. Sama nie spotkała się z niezwykłymi zjawiskami, szczerze miała nadzieję, że tak pozostanie aż do końca, aż do śmierci, kiedy to sama stanie się niewytłumaczonym dla żywych zjawiskiem.
      Kiedyś wujek oszukał ją, że ich strych jest nawiedzony. Oczywiście dała się nabrać, weszła na samą górę, a sekundę potem jej ojciec wyskoczył na nią zza szafy. Nie przestraszyłaby się, gdyby nie jeden mały szczegół – miał na sobie prześcieradło uplamione sosem pomidorowym
      Jednak to było dużo straszniejsze niż stary sos pomidorowy.
      Jenna wytknęła głowę spod prześcieradła. Miała nadzieję, że nie wejdzie w nią żaden demon, który sprawi, że będzie rzucała się po łóżku i przekręcała głowę o trzysta sześćdziesiąt stopni. Chociaż, szczerze mówiąc, ta druga umiejętność byłaby naprawdę imponująca.
     Co, jeśli miała zwidy? Może napisy były tak naprawdę smugami na lustrze, które jej mózg dziwnie odebrał? W końcu nie czyściła lustra tyle czasu, że ono samo mogło błagać o pomoc.
      Jenna zrzuciła z siebie kołdrę i podniosła się z łóżka. Deszcz uderzał w okna, co wprowadzało jeszcze gorszą atmosferę, niemalże jak z taniego horroru.
      Dojście do łazienki zajęło jej równe piętnaście sekund, w tym dłuższe przystanki i zawahania. Zamierzała wejść do pomieszczenia powoli, ale skończyło się na tym, że wpadła do niego tak szybko, jakby faktycznie miała w sobie demona. Albo ducha byłego kierowcy rajdowego, który teraz wyżywał się na niewinnych ludziach.
      Lustro było pokryte parą. I tylko parą.
      Jenna odetchnęła głęboko, wdychając woń jabłkowego odświeżacza powietrza, i podeszła bliżej do tafli. Spoglądała na nią tylko własna, rozmazana twarz.

Na początek

Chciałam przywitać wszystkich na nowym blogu!
Minęło trochę czasu, odkąd udostępniałam coś swojego w internecie. Sześć miesięcy, może i więcej.
Przez sześć miesięcy zdołałam wpaść na kilkanaście nowych pomysłów, większość spisać w notesie, niektóre zacząć pisać dla zabawy, jeden na poważnie. Jednak, mimo że chcę, czasem zajmuje mi dużo czasu, zanim w końcu zacznę coś pisać. Stąd własnie pomysł, żeby znowu zacząć pisać na blogu.
Dlaczego? Ano, gdy dodaję noty na blogu, mam na nie wyznaczony przez siebie termin, którego naprawdę staram się trzymać. Za tym idzie pisanie. Po prostu. To taki lekki kop, żeby w końcu przestać przeglądać Tumblr i zacząć pisać "coś", bo limit czasu goni.
Blog nie jest jeszcze pewny. Mam zamiar wrzucać rozdziały, co kilka dni, zobaczyć, czy wszystko wypali, a potem zdecydować, czy na pewno chcę go doprowadzić do końca, czy wrócę do pisania dla siebie.
Pozostaje mi zaprosić was do czytania!

N